niedziela, 3 marca 2024

mój stosunek do wiary

 
Ten wpis będzie inny niż pozostałe, gdyż krew mnie zalewa. 
Gdzie się nie ruszę w swoim życiu prześladuje mnie wiara katolicka. A niczego tak bardzo nienawidzę. Wszędzie dręczą mnie obłąkani gorliwi katolicy, i pytają czy chodzę do kościoła. Myślałem, że uwolnię się od tego na studiach ale tam poziom katolicyzmu był wyższy niż wszędzie indziej. Moja promotor z ug twierdziła, że nie ma czegoś takiego jak ewolucja a jest tylko teoria ewolucji a ja pisałem pracę u niej z ewolucji. Później wszystkie nędzne prace jakie miałem. Obłąkani katolicy i ani jednego choćby sceptyka, agnostyka a już nie wspomnieć o ateiście. A to jest bardzo ważne, chociaż raz na dekadę spotkać kogoś myślącego. Niestety różaniec w łapę i modlenie się o zbawienie, to jest cel tych wszystkich ludzi których spotkałem. Łażenie na te durne, bezsensowne, przeklęte nabożeństwa kościelne. Chrzty, wesela, pogrzeby, chrzciny...kiedy to świństwo się skończy? Kiedy zrozumieją ci idioci, że najważniejsze jest by być dla siebie dobrymi, i dobrymi dla zwierząt, wrażliwymi na otoczenie, szczerymi, skłonnymi do czynienia dobra - bez oglądania się na korzyści gdzieś tam w jakimś wyimaginowanym raju, bez liczenia na zapłatę. 

Prześladują mnie te ciemne, mętne, głupie natury, ten cholerny przegniły katolicyzm. Jest w każdej szczelinie, rodzina cała, wykładowcy, szefowie, każdy po kolei zelota, znajomi, prowadzący kursów językowych, nie ma, powtarzam, nie ma mysiej nory gdzie mógłbym się schować, gdzie nie przyjdzie jakiś obłąkaniec z krzyżem i nie zapyta mnie czy chodzę do kościoła. 

Od 15 lat nie wyrażam otwarcie swoich poglądów. Ukryłem się w sobie do reszty. To niezdrowe. Wiem że w koło wszyscy są wierzący. Na żaden temat nie da się dyskutować. Na studiach spotkałem może dwóch agnostyków. Reszta katolicy, którzy w obronie krzyża poćwiartowaliby cię na kawałki. W jakim ciemnym świecie żyję? Gdzie jest choć jeden niewierzący? 

Nie wierzę z jednego głównego powodu. Przez współczucie dla ludzi i wszelkiego stworzenia. Absolutnie nie wierzę w żadnego "dobrego boga", który mógłby na to pozwolić. Już prędzej uwierzyłbym w Tyrana sadystę, który za tym stoi ale takiego należy nienawidzić. Więc jeśli jest bóg, to go nienawidzę. A nienawidzę za to, że pozwala dzieciom umierać przedwcześnie w mękach, że miliony z nich straciło życie w komorach gazowych lub pod gruzami, że ktoś odchodzi w kwiecie wieku nie nacieszywszy się życiem - odchodzi do nicości, że zwierzęta cierpią za sprawą człowieka i nigdy się to nie zmieni. To sprawia mi ból niemal każdego dnia. 

Drugi powód dlaczego nie wierzę, to ten że religia to konstrukt człowieka zrobiony głównie dla celów zarobkowych i przynoszący więcej szkody niż pożytku. Zresztą drugi powód nie gra roli skoro jeśli jest bóg to jest sadystą i potworem i należy go nienawidzić.

Jakże byłbym szczęśliwy gdybyście mogli mnie pochować gdzieś w lesie, np takim brzozowym gdzie przenika czasami słońce albo w polu, jak psa. Bez krzyża, bez jakiegokolwiek śladu. Będę musiał się z kimś na to umówić. Pierdole grobowce, pogrzeby i msze. Nie będzie mnie na cmentarzu. Nie będzie mnie nigdzie, nawet w twojej pamięci. 


sobota, 14 stycznia 2023

czas nieokreślony

"Praca dla przyszłych pokoleń". Owszem trzeba docenić naszych przodków, którzy ułatwili nam dzisiaj życie, ale nie jestem za człowiekiem, w ogóle. Człowiek jako gatunek musi wrócić technologicznie, społecznie, mentalnie a nade wszystko liczbowo do stanu sprzed dwudziestu tysięcy lat.  Dobro planety nade wszystko a nie dobro człowieka, i dla człowieka. Niestety tak ja, jak i wszyscy jesteśmy antropocentryczni i rzadko wykraczamy poza interesy dla nas samych.  Zgroza. Świństwo. Przekleństwo. Zaprawdę, zaprawdę, zaprawdę. Gardzę pieniędzmi, naszymi interesami, całym rozwojem, który dokonał się kosztem przyrody i będzie postępował aż do ostatecznej katastrofy wszystkich środowisk naturalnych.

 


wtorek, 18 października 2022

mity z przeszłości

 

Czas mknie szaleńczo. Nie chcę pamiętać ile mam lat. Nie liczę ich. Dopiero gdy ktoś mnie przyciśnie do muru to muszę liczyć. Zbliżam się do setki.

 To, co się dzieje w ostatnich latach z "czasem" przyprawia mnie o kołatanie serca i duszności. Czterolecia, pięciolecia, siedmiolecia a nawet dziesięciolecia. Właściwie równie dobrze mogłoby minąć sto, czy dwieście lat. Sylwester, jest jak kolejna sobota. Studia ukończyłem ponad siedemdziesiąt lat temu. Młodzieńcze lata, w których poznałem mądrość filozofów. 

 

piątek, 14 października 2022

14.10.2022

 

Prawie trzy lata minęły od ostatnich rozmyślań, które zdecydowałbym się tutaj umieścić. Zwykle chęci na to przychodzą zbyt późno, niedługo przed snem. Później kolejny dzień krzątaniny, biegania w kółko jak koń w cyrku, dla powtarzalności tych samych powinności, wytrąca z umysłu owe plany, mikroprojekty, i miast wieczorem usiąść, pomyśleć, napisać, pokrzepić się własnym myśleniem, odczuć płynącą z tego wartość dla siebie, to czytam i czytam, czytam jedną książkę za drugą a później zasypiam, i tak przez ostatnie 900 dni. Zamieniłem się w niemego słuchacza, obserwatora, który nie ma nic do powiedzenie, i nic do napisania. Działanie to poniekąd zamierzone, wynikłe z prawideł mego ustrojstwa psychicznego lub błędnych przeświadczeń. Miałem się wyzbyć pretensji do jakiejkolwiek formy emanacji w mowie i piśmie. Prowadzić ćwiczenia duchowe w wyciszaniu własnego ego.

O ludziach, których znam pisać nie wypada. O aktualnych wydarzeniach z kraju i świata, to daremność, wszytko od tego kipi. O książkach które czytam? Częściowo miałoby to sens ale czemu miałoby służyć, czy mało jest interpretacji, opracowań, studiów nad wszystkim dokonanych? O filozofach? pisarzach? postaciach historycznych? Sami bronią się tym, co dokonali a "przybliżanie", wzięcie ponownie wszystkiego "pod lupę" wydaje się czymś wtórym i znowu daremnym. Co wobec tego pozostaje? Jakkolwiek bym nie kombinował, muszę wracać do swoich wrażeń, w których Ty, czytający, możesz znaleźć odniesienie do własnych, jakąś relację, obecną w Nas, we wspólnym polu intersubiektywności. 

 

piątek, 24 stycznia 2020

24.01.20


Najdotkliwiej w życiu odebrałbym rozczarowanie bliskim mi myślicielem, pisarzem czy poetą, wzięte ze spotkania na żywo, z poznania bliżej i dostrzeżenia jakiejś rażącej ułomności bądź czegoś irytującego, niedającego się pogodzić z ustanowioną wcześniej postacią. To prawda, że szukamy w życiu czegoś pewnego i stałego. Zamiast boga mam Pessoe, Ciorana i Baudelairea...oraz kilku innych, i tylko w ich śmierci a więc "niezmienności", widzę trwały fundament, na jakim mogę postawić czasami siebie aby doznać spokoju, harmonii i poczucia pełnej solidarności. Gdyby jeszcze żyli, nie mógłbym ich wpisać w poczet bogów, bowiem nie sposób czcić kogoś, kto jeszcze żyje.

*

Bezbrzeżnie podziwiam ludzi czyniących w swoim życiu to, do czego wedle własnego poczucia i rozeznania zostali "powołani". Nie wiem skąd wzięli w sobie siłę i wiarę, że jest to możliwe. 




czwartek, 16 stycznia 2020

dobry słuchacz

 
Ostatnio w pracy spotkałem się z bardzo gorzkim komplementem, mianowicie, że „jestem dobrym słuchaczem”. Faktycznie, mniej więcej od dziesięciu lat postępuje we mnie choroba umysłowa. Przestałem wypowiadać swoje poglądy i swobodnie rozmawiać, za to tylko i wyłącznie swobodnie słucham i zadaję wygodne pytania do drugiej osoby, lub parafrazuje to, co „ona” mówi starannie podnosząc jej ego – aby dobrze się czuła w moim towarzystwie, a przy tym dobrze się czuła ze sobą samą. Z drugiej strony nigdy nie spotykam się z podobnym podejściem w stosunku do mnie. Nikt nigdy mnie nie zapytał chociażby, jakie studia skończyłem bądź, co ostatnio czytałem. Nawet „przyjaciele” z gdańska są nastawieni tylko i wyłącznie na własną ekspresję i własne „promieniowanie” nie interesując się mną, jako człowiekiem, jako jakimś indywiduum. Ale nie mieszajmy ze sobą tych dwóch porządków: ludzi których nie znam bądź słabo znam, z ludźmi, których znam i lubię od ponad dziesięciu lat, choć zasadniczo w obu przypadkach podstawą zwyrodnienia relacji jest właśnie ta postępująca choroba we mnie samym, gdzie absolutnie zamknąłem w sobie drogi ujścia dla wszelkich swoich zapatrywań i zgasiłem owo „promieniowanie osobowości”, stając się w najlepszym razie tym psem, który radośnie merda ogonem. Czy mogło być inaczej? Od czasu zakończenia studiów, gdzie poczucie własnej godności i wartości zyskałem wytężoną pracą i jej efektami, do chwili obecnej, złamałem szkielet owej godności i własnej wartości w wielu przypadkowych i niczym nie związanych ze mną środowiskach pracy, tak wiele razy, że jestem być może już trwałym kaleką. Każda praca, jaką w życiu wykonywałem, nie była warta funta kłaków dla mnie i zawsze mi szkodziła. Nigdy nie wierzyłem w sensowność procedur, nakazów i zakazów w jej panujących i przez to, nigdy nie mogłem się szczerze w nią zaangażować i awansować ani też dłużej w niej wytrwać. Awansować nie mogłem także i z tego powodu, że gardzę rządzeniem innymi ludźmi, tak samo jak nienawidzę, gdy ktoś mną rządzi. Nie pragnę się wywyższać ale również nie lubię gdy inni odbierają mi godność. Tak godność, jak wartość siebie samego została zatem do imentu zatracona właśnie w owych „środowiskach pracy”. Jako, że nie zyskiwałem jej na „innych polach”, aby zaradzić jej stopniowemu unicestwianiu, właśnie i przede wszystkim na polach twórczych, teraz jej nie ma. Jest obiekt jałowy i nieprzyjazny, rodzący tylko plewy resentymentu i jakieś nędzne reakcje obronne przed zupełnym unicestwieniem przez „innych” – właśnie ową reakcją ostatnią jest bycie „dobrym słuchaczem”, dźwignią dla ego drugiej osoby i rezygnacją z własnego - bycie pociesznym psem. 


czwartek, 9 stycznia 2020

09.01.2020



 Minąłem kobietę, na której twarzy wszystko wskazywało, że powinna być młodsza, że urodziła się po to, by być młodą ale przekroczyła wnet już „swój wiek” i choć nie jest to jej wina, poczułem do niej pogardę. 

„Nie wybaczę” nikomu, kto zapisał się w mojej pamięci w określonym wieku, tego że się postarzał, ponieważ nikt z tych ludzi nie jest taki, jakim go pamiętam. Wszyscy idą w kierunku szarych mas ojców i matek. STAJĄ SIĘ IDENTYCZNI. Jeśli nawet w kimś, zachowały się resztki poczucia humoru i energii młodzieńczej, to jest to wtórne, nieharmonijne, już nie działa, ponieważ to tylko przypomnienie tego, jakim się było, nieudolnie przeniesione na zachowanie. Choć są ledwie po trzydziestce, to już „przeżyli swoje lata” i zgaśli w niczym. 



***


 Nienawidzę uganiania się za pieniądzem. Nie znoszę ludzi czyniących z tego życiową cnotę. Zarabiam, gdyż jest to absolutna konieczność i niewyobrażalnym jest dla mnie czerpanie z tego dumy. Nawet gdybym robił rzeczy ważne, godne i szlachetne, to tylko za darmo! Nigdy nie pogodzę w życiu godności z koniecznością zarabiania na siebie. Zarobek to utrata godności i zupełne wymazanie tego, co sam w sobie cenię. Jeżeli czyniłbym coś zgodnego ze sobą i w ten sposób mógłbym się przyczynić do zaistnienia jakiegoś dobra w społeczeństwie czy kulturze, to absolutnie nie czerpiąc z tego żadnych zysków. Gardzę pieniędzmi i ludźmi wynoszącymi je na piedestał! Najchętniej wziąłbym wszystkie swoje oszczędności i uroczyście spalił.
Nie obchodzi mnie, czego się dorobiłeś i jaką masz pozycję w hierarchii szczurów. Jedyne co zawsze i niezmiennie będzie mnie interesować w drugim człowieku, to jego naga istota, skromność, świadomość własnej nędzy i uświadomiona konieczność doskonalenia się wewnętrznego wymagająca całego życia.



 

środa, 4 grudnia 2019

wspomnienia z frontu 04.12.19




Wysoko cenię wspomnienia z wojen a szczególnie z morderczej walki Niemców z Rosjanami na „froncie wschodnim”. W tym miesiącu zaznajomiłem się z trzema wspomnieniami pokazującymi wojnę nazistowsko-radziecką w trzech różnych perspektywach: antykomunisty Nikołaja Nikulina „Sołdat”, komunisty „Mansura Abdulina „150 kartek z dziennika żołnierza” i nazisty Horsta Slesiny „Żołnierze przeciwko śmierci i diabłu”. Każda z nich zasługuje na szczególną uwagę. Następne w kolejce to „Babi jar” Anatola Kuzniecowa i „Przystanek Moskwa” Heinricha Haape. 

O wojnach i rzeziach należy czytać, aby oderwać się od małostkowej i wyolbrzymionej do karykaturalnych rozmiarów doprawdy śmiesznymi i bzdurnymi niedogodnościami doczesności i „urzeczywistnić w dokładnym wyobrażeniu sceny rozgrywające się na kartach historii” – aby po tym, jako widz i na ile wyobraźnia pozwala, też współuczestnik, na nowo odczytać „dogodność własnych narodzin” i dotychczasowy przebieg życia nie naznaczony żadnymi okropnościami, który na tle milinów losów ludzkich zmielonych trybami historii, jawi się jako idylliczny. Jeśli na coś zdarza mi się narzekać, to mówię sobie krótko: na front wschodni! I wszystko cichnie i gaśnie. Doprawdy NIC nie przeżyliśmy i nic nie przeszliśmy aby nad czymkolwiek się użalać.

***


Do niedawna byłem otępiony, otumaniony do stopnia uniemożliwiającego nawet wzięcie książki do ręki i trwało to miesiącami. Wiele razy musiałem zaczynać od początku. Będąc ociężałym i obezwładnionym złym stanem ducha, - bo już nie będę mówił o tym depresja, podobnie jak zaprzestać trzeba używania innych psychologicznych szmir pokroju „asertywność”, - zawsze wygrzebywałem się z niego w jeden sprawdzony i niezawodny sposób, choć niewiarygodnie ciężki po długiej przerwie, a jest nim, zbieranie swoich zwłok do przymusowego biegania przy interesującym audiobooku. Tylko to utrzymuje mnie w dobrej formie fizycznej i rozbudza na nowo zainteresowanie światem. Ciało ludzkie to KOŃ. Wymaga ono ruchu i najlepiej biegu w pełnym galopie. I nie udawaj przed sobą, że ciało ludzkie to miś koala, wszak ciała nie oszukasz. Nie sięgnę po psychotropy bo wiem, że prędzej czy później kończy się to źle. Jeśli kiedykolwiek na nowo podupadnę na duchu, to tylko przez zaprzestanie biegania i w tym zawsze winien będę sam sobie.  


sobota, 30 listopada 2019

30.11.29




Nadal wiele uczuć i stanów pozostaje obce człowiekowi, jeśli nie nakieruje życia na ich doznanie. Czasami zadając sobie sensowne pytanie, czy jeśli dziś opuścilibyśmy ten świat, to czy faktycznie przeżyliśmy wszystko, co być może warte jest przeżycia, słyszymy głos podpowiadający, że tak aby chwilę później pojawił się inny, mówiący, że nie. Luki w doświadczeniu są wielkie i niemal niewyobrażalnym się staje, w jaki sposób wypełnienie ich, zmieniłyby to, czym jesteśmy. Dwie najpowszechniejsze z nich, są dla mnie czymś nieodgadnionym, przez to, że nadal są nieosiągnięte i być może nie będą: ojcostwo i zgromadzony majątek. Posiadanie potomstwa i utrzymywanie go oraz gromadzenie majątku, to chyba dwie największe siły motywujące człowieka do wysiłku i działania. Czasami więc zastanawia mnie, jakby to było patrzeć na swoje dziecko wyrośnięte na staraniach ciężkiej i wieloletniej pracy lub stanąć w domu, od początku do końca wystawionym na swoim pocie i krwawicy? Mam nadzieję, że nie oszalałbym i nie odwróciłbym się od książek, mówiąc sobie, że teraz jestem człowiekiem twardo stąpającym po ziemi a nie jakimś tam lekkoduchem i niebieskim ptakiem!!

Wszystko więc kwestią włożonych starań. Inaczej postrzegamy trawnik sąsiada skoszony przez sąsiada a inaczej własny, gdy się nad nim tak natrudziliśmy. Dla mnie wielką tajemnicą pozostaje stan, jaki może wywołać efekt wieloletniej pracy, nie zaś tej, której efekty są widoczne po jednym dniu bądź powiedzmy tygodniu. Zapewne siła natenczas osiągana wytwarza trwały pancerz, jakiego nic nie może przestrzelić. Niczym innym nie mógłbym wytłumaczyć twardości i siły charakteru starego chłopa, który nie dość, że odchował kilkoro dzieci, to jeszcze postawił dom.  Ci chłopi są faktycznie zahartowani i patrzą z góry na innych, którzy nie dokonali jeszcze tego samego. Twardość chłopa może też tworzyć ciężka, fizyczna praca bądź wojna. Kobiety z dziećmi, pracujące lub pilnujące domostwa też twardnieją i przestają przypominać siebie za czasów panieństwa. Tak chłopy, jak kobiety twardnieją przez lata mordęgi nad wychowaniem dzieci, utrzymaniem domostwa i gromadzeniem majątku, ponieważ żyją otoczeni owocem wieloletnich starań.

Sam pracując i wydając zarobione pieniądze na wynajem i przeżycie jestem pozbawiony dostępu do takich uczuć. Moją pracą nie wnoszę trwałych efektów w życie, niczego nie gromadzę, poza książkami, tymi zapiskami i innymi materialnymi rzeczami, które za dziesięć lat trafią na śmietnik. W zasadzie w skrycie podziwiam ludzi, którzy dzięki sile i nieustępliwości wnieśli trwałe fundamenty w swoje życie. Być może, gdybym postawił sobie takie priorytety, to także bym do tego doszedł. Jednak nigdy tego nie zrobiłem.