Dzisiaj, piętnastego
marca, pada śnieg. Zawiozłem K. do pracy. Napaliłem w kominku i zacząłem czytać
„Fale” Virginii Woolf. Po przeczytaniu kilkunastu wspomnień żydów z czasu
holocaustu, nie umiem się przestawić na jaj zawiłą poetycką narrację ale postaram się dokończyć to dziełko. Pomyślałem, że zamiast
tego coś napiszę. Po tych wspomnieniach i dziennikach, które mam za sobą, czuje
się przygnębiony, zupełnie jak ktoś kto stracił wszystkich. W końcu przez około
dwa lata widzę oczyma tych ludzi, poznaję ich świat, przyjaciół, krewnych,
przyglądam się ich rozpaczliwym i często daremnym staraniom by zachować życie. Setki
postaci, setki opisanych katastrof. Piszę ogólnikowo. Czy wdawać się w
szczegóły? Wszystko mam w pamięci ale czy kogokolwiek to interesuje, co „wtedy”
się działo? Patrzenie oczyma osób, których już nie ma, na świat, którego już nie
ma, co prawda musi prowadzić do przygnębienia, do depresji o podłożu
egzystencjalnym. Zwłaszcza kiedy widzisz, że ludzie ci byli ci bliscy, mimo że
ich nie znałeś. Żyje w sumie „światem minionym”. Wszystko przechodzi w niebyt.
Ubolewam nad tym. Tyle pięknych istot przemieniło się w pył. Jestem
podróżnikiem w czasie poszukującym drogi do ich przywracania. Calek Perechodnik
„Spowiedź”, Janina Bauman „Zima o poranku”, Mary Berg „Relacja o dorastaniu w
Warszawskim getcie”, Anatol Godfryd „Niebo w kałużach”, Janina Katz „Moje życie
barbarzyńcy”, Leon Leyson „Chłopiec z listy Schindlera” , Baruch Milch „Testament”,
Chaim Goldstein „Bunkier”, Janina David „Skrawek nieba”, Henryk Schoenker „Dotknięcie
anioła”, Władysław Szpilman „Pianista”, Sam Pivnik „Ocalały”, Jacek Eisner „Przeżyłem”,
Icek Erlichson „Smakowanie raju”, Thomas Blatt „Ucieczka z Sobiboru”, Alfred
Wetzler „Ucieczka z Auschwitz, Irit Amiel „Życie - Tytuł tymczasowy”, Ulrich
Boschwitz „Podróżny”. Każdej z tych postaci towarzyszyłem jako niemy widz z
innego czasu. Relacja jednostronna co
prawda, ale głęboka. Sądzę, że jest możliwe stworzenie więzi z kimś, kogo się poznaje
tylko ze wspomnień bądź z dziennika. W końcu taka forma narracji to samo jądro
intymności. Czytam również mnóstwo wspomnień żołnierzy, tak niemieckich, jak i
rosyjskich, wspomnień z łagrów, z obozów, i po prostu z życia z pierwszej połowy
XX wieku. Często wracam do „Świata wczorajszego” Zweiga, do „Miłości i wygnania”
Singera, do „Wyznań patrycjusza” Maraia. Zapuściłem korzenie w popiele.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz