Życie stawia przede mną w kółko jedno i to samo pytanie: „Który to jest ten moment, chwila, czas, dla którego żyję, dla którego staram się dotrwać i przeżywać jako zwieńczenie życia?”. Pytanie to przychodzi w pracy, podczas czytania książek, podczas biegu, jazdy rowerem — niemal w każdych okolicznościach. Zwykle codzienność dostarcza mi odpowiedzi przeczącej, jakoby nie był to „ten czas, dla którego żyję”, ale czas przejściowy, mający do niego prowadzić.
Życie rozłamuje się na „czas przejściowy” i „czas właściwy”. „Czas właściwy” to sanktuarium, do którego się udaję; tam spełnia się życie. W czasie przejściowym z kolei „przeczekuje” się. Jeden czas nie mógłby istnieć bez drugiego. Czas przejściowy to niewolnik czasu właściwego — on dla niego pracuje.
Zapewne różnie to bywa u każdego z nas, co do mnie jednak, mogę powiedzieć z pełną jasnością, że praca dla pieniędzy to w najczystszej formie „czas przejściowy”. Nie ma dla mnie innego, bardziej jaskrawego czasu, który byłby taką odwrotnością czasu właściwego. Ale nie musi tak być. Niektórzy czas pracy dla pieniędzy postrzegają jako sens, cel życia – jako czas właściwy. Szczęśliwym zapewne musi być taki osobnik, bowiem większość życia spędzamy w pracy. Osobiście dzieli mnie jednak od nich nieskończona przepaść.
Czas przejściowy może się rozciągać na różnych płaszczyznach jestestwa człowieka. Może być wszędzie i nigdzie. Nie sposób podać choćby jednego przykładu, pod którym podpisałby się każdy z nas. Można jedynie snuć domysły, przypuszczać, co stanowić może materiał dla czasu przejściowego, a co dla czasu właściwego.
Wstępnie czas przejściowy można podzielić według skali makro i mikro. W skali makro, na przykład, życie doczesne będzie czasem przejściowym do życia wiecznego, praca przez czterdzieści lat będzie czasem przejściowym do czasu właściwego na emeryturze, cały rok — dla urlopu, wychowywanie dziecka — dla jego samodzielności, studiowanie — dla tytułu, pracy, wiedzy, mądrości, pisanie książki — dla jej wydania. Generalnie skala makro w czasie przejściowym to długoterminowy proces, mający doprowadzić do czegoś pożądanego, wyczekiwanego w życiu człowieka.
Kryje się w tym jednak pewne zagrożenie. Można być zapatrzonym w tę dal, gdzie czeka nagroda, zwieńczenie trudów, a po drodze zmarnować czas, życie nam dane, biorąc je za czas przejściowy. Czyż każdy z nas nie zna choćby jednego przykładu człowieka, który przez całe życie mówił o przejściu na emeryturę, a gdy to nastąpiło, nie może sobie znaleźć miejsca i z tęsknotą wspomina minione lata pracy, miotając się w próżni? Po wielu latach ciężkiej pracy może nas czekać rozczarowanie. Traktowanie całych lat, a nawet dekad, tylko jako stan przejściowy, nie może nikomu wyjść na zdrowie, i rozsądnym byłoby robić w makroskali przystanki, tysiące przystanków, aby nasza świadomość mogła się zatrzymać i z uczuciem wspaniałości przeżywać czas właściwy, ku któremu żyje. Należy go jednak najpierw stworzyć, określić i wyznaczyć te małe granice dla zbawienia duszy.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz