niedziela, 19 maja 2024

Refleksje z marginesu cz.1

Dosyć często zadaję sobie to pytanie: czy lepiej byłoby „żyć lepiej kiedyś”, i już od dawna nie żyć, czy żyć, jak żyję teraz, ale żyć? Tylko co mogłoby znaczyć to „żyć lepiej kiedyś”? W grę wchodzi tylko kilka możliwości: być XIX-wiecznym pisarzem, XIX-wiecznym filozofem, bądź doskonałym wojownikiem jakiegoś germańskiego plemienia walczącego przeciw Rzymowi. Cała reszta odpada. Jeśli mógłbym się zamienić z życiem obecnym, to pewnie podpisałbym cyrograf. Tylko jaki pożytek z życia „którego już dawno nie ma”? Byłby, w czasie jego przeżywania. Podobnie jak to, i tak jak to, stanie się nieobecne, nieistniejące, nieznaczące w przyszłości. Jeżeli brać odległą przyszłość jako kryterium (co z reguły czynię), to między życiem minionym kiedyś a obecnym zachodzi znak równości. Różnicę nadaje jedynie skala intensywności jego przeżywania.

Tylko dlaczego ma mnie interesować to, że w odległej przyszłości to obecne, moje życie, nie będzie istniało w żadnej formie i przez to, w tej chwili, traci na znaczeniu? Mam tendencję do wybiegania wieki naprzód i wieki wstecz. Między wszystkimi tymi wiekami stawiam znak równości. Czy to by znaczyło, że każdy żywot w każdym wieku byłby równie marny, mało znaczący? Jeden może być bardziej znaczący od drugiego: ten, którego nie ma, od tego, który jest, lub ten, który jest, mniej znaczący może być od tego, który nastanie. Ja mam własne kryterium, które odnoszę do siebie. Co jest znaczące dla każdego, to jego osobista rzecz. Nie twierdzę więc, że żywot XV-wiecznej karmelitanki bosej jest mniej znaczący od żywota Cyndi Lauper (do diabła, ona ma już 70 lat). To, co piszę, nie musi odnosić się poza mnie samego, ale może — i nie zamierzam z nikim o nic się spierać.

Dlaczego nie byłoby lepiej być kimś, kto miał harem tysiąca pięknych kobiet, niż być biednym XIX-wiecznym pisarzem? Z całym szacunkiem dla płci pięknej, uważam, że sfera ducha stoi wyżej od wyżycia seksualnego i odmówiłbym przyjęcia takiego haremu na rzecz talentu, który doprowadziłby mnie do napisania w nędzy wspaniałej powieści. Choć pewnie zadawałbym sobie pytanie: „W imię czego to poświęcenie?” To osobna, wielka kwestia nosząca imię: W IMIĘ CZEGO, na którą należy poświęcić znacznie więcej uwagi i czasu.

Wracając do postawionego pytania, czy: „lepiej byłoby żyć lepiej kiedyś, i już od dawna nie żyć, czy żyć, jak żyję teraz, ale żyć?” warto byłoby przyjrzeć się baczniej jego drugiej części — „żyć, jak żyję teraz, ale żyć”. Można śmiało powiedzieć, że owo „żyć, jak żyję teraz” może ulec poprawie i zyskać na znaczeniu, więc podpisanie cyrografu z diabłem o przeniesienie do germańskiego plemienia w przyszłości mogłoby nie dojść do skutku. Mógłbym się kiedyś rozmyślić co do tego. Nie stawiam sobie wielkiej konkurencji, jeśli mowa o „zamianie swego życia na inne, gdzieś, kiedyś”.

Przemierzając wieki wstecz i wprzód, zwłaszcza wstecz, nie mogę nacieszyć się ogromem dóbr kulturowych i technologicznych, do których mam obecnie dostęp. Przykładowo, to, że „biegam po górach i lesie słuchając audiobooka lub zespołu Mgła i robię to dla zdrowia” jest zdarzeniem, które nie mogłoby się wydarzyć w innej epoce lub dekadzie. Nikt nie biegał po lesie (chyba że za zwierzyną lub za Rzymianami w Lesie Teutoburskim), nikt przy tym nie „słuchał książki” ani zespołu black metalowego. Jest to jeden ze szczytowych momentów szczęścia w życiu, jakie mogę zaznać, i odpowiada za to „czas, w którym żyję”. To są poboczne korzyści z życia współczesnego. Przykładów takich jest ogrom.

„Żyć, jak żyję teraz, ale żyć”, nawet bez sukcesów na jakiejkolwiek płaszczyźnie, zdaje się być bardziej znaczące dla mnie niż życie „kiedyś, gdzieś”, w milionach możliwości ludzkich żywotów — głównie przez pomyślną fuzję kultury, technologii i możliwości użycia ciała, jakie obecnie można doświadczać. „Żyć, jak żyję teraz, ale żyć” to jeden z wielkich tematów, nad którymi warto pomedytować.

 

 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz