Wkroczenie w teren schroniska dla bezdomnych psów było rodzajem uwięzienia pomiędzy.
Ciążenie ku podjęciu ostatecznej decyzji w wyborze, jak nigdy przedtem
ciężar decyzyjności. Jak tłumaczyć mam podekscytowanie naszych
czworonożnych przyjaciół na widok nowego spacerowicza. Dłoń sięgająca w
ich kierunku, przekraczająca granicę klatki, co w zasadzie niosła skoro
po jej wycofaniu stworzenie domagało się więcej, domagało się pozostania
tego przypadkowego człowieka. Ktoś zupełnie dla nich obcy, witany
niczym ukochany opiekun. Nie niosłem im niczego poza swoją obecnością.
Dla części rzecz jasna pozostawałem intruzem, ale czy można je za to
obwiniać, że zupełnie nieświadomie obniżają szanse na lepsze życie
zniechęcając swoją postawą. Wiem z doświadczenia, że i te szczekające a
nawet szczerzące kły z natury są po prostu dobre, odpowiednio do naszych
byłych, z nami związanych, już nieobecnych, nierzadko gości
traktujących jak intruzów. Niemniej ta świadomość nie znosi naszej
słabości w stosunku do drugiej części psów przymilających się, które nas
zachęcają i poruszają. Po wstępnym, niedokładnym i zapewne
niesprawiedliwym osądzie około dwustu mieszkańców schroniska, wyłoniłem
dziesięciu z czego mogłem zabrać tylko jednego. Zdaję sobie sprawę, że
moje poczucie jako jedynego wybawiciela było mylące, wszak nie ja jeden.
Natenczas owo poczucie zdominowało moją świadomość i uczucia czyniąc
moją sytuację mówiąc szczerze nierozwiązywalną. Pośród
upatrzonych sobie, nie istniało już żadne ukryte bądź jawne kryterium,
na którym mógłbym oprzeć swoją decyzję. Aby rozwiązać węzeł uwięzienia pomiędzy
musiałem się zdecydować licząc się z tym, że każdy wybór będzie dobry
(przed tym konkretnym sworzniem otworzy się DZIŚ świat na nowo, rozległa
i różnorodna przestrzeń, spanie w cieple, lepszy pokarm, bieganie po
lesie itd.) i jednocześnie zły (pozostałe będą nadal uwięzione w
niewielkich klatkach na nieokreśloną liczbę dni, niektóre być może do
samej śmierci). Negatywny aspekt decyzyjności nigdy wcześniej jak owego
dnia czwartego stycznia 2016 roku nie objawił się w takim natężeniu
czyniąc mnie winnym. Nikt inny tylko ja - je tutaj zostawiam. Nie
wiem ile czasu zegarowego musiało minąć ale w czasie wewnętrznym byłem
uwięziony w wieczności. Podobnie jak we śnie, w którym się
zapadasz i nie wiadomo jak orientujesz się, że ostatnim ratunkiem jest
wybudzenie się, w tej sytuacji musiałem podjąć nagłą, losową decyzję,
mówiąc sobie TEN i wyjść z tego świata z TYM jednym ocalałym nie
oglądając się za siebie.
***
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz