piątek, 3 lutego 2012

zmiana nastawienia i gość z przeszłości


W nocy niespodziewane odwiedziny kolegi z Uzbekistanu. Urwany z imprezy w stanie nietrzeźwym i zmąconym, doznając nagłej zmiany w otoczeniu i postrzegający to otoczenie jako nudne, jednorodne i stabilne począł mi robić wyrzuty, iż w tym swoim zamkniętym świecie przebywam i nie bratam się jak wcześniej to miało miejsce ze studentami akademika nr. 10. Tłumaczył mi z powagą starca, że takie zachowanie jest niewłaściwe i szkodliwe dla mnie, i że muszę ponownie bratać się z ową społecznością - dodam - ludzi ode mnie młodszych od trzech do dziewięciu lat albowiem jak powiedział: "człowiek musi wykorzystywać wszystko co wokół niego na swoją korzyść". Wygłosił godzinną przemowę nieruchomo stojąc nade mną ze wzrokiem także nieruchomym, z serdecznością i życzliwością w sercu, z dobrymi intencjami, lecz w tonie moralizatorskim, nieznoszącym sprzeciwu, swoim łagodnym głosem i dobrym spojrzeniem sprzeciw ten we mnie tłumiąc, odbierając mi mowę i wiarę w słuszność moich racji. Utrzymywałem z nim kontakt wzrokowy do chwili, w której pojąłem, że to tylko jest dla niego zachętą i utwierdzeniem jego misji przebudowy mojego świata wewnętrznego. Skierowałem spojrzenie na monitor i czekałem, aż w swojej potrzebie nawracania mnie się wyczerpie i spokojnie wyjdzie. Co jest nie tak z kolegą z Uzbekistanu? Nie słucha, tylko mówi, albo raczej głosi mądrości starszyzny ludu swoich ziem ojczystych. Ma w tym wiele racji, lecz czymże jest racja jeżeli za nic ma się rację swojego dyskutanta? Dyskutant przestaje być obecny i staje się słuchaczem, staje się kanałem przepływu jego własnych racji. Wszystko jest zbyt harmonijne i proporcjonalne w jego świecie mądrości, takie wyważone i oczywiste jak w etyce chrześcijańskiej, lub w zaleceniach i przepisach przestrzegania prędkości, czyste i gładkie jak porcelanowe figurki. Chcę się temu sprzeciwić, gdyż to hamująca przyzwoitość i normująca normalność. Z drugiej strony sposób w jaki ostatnio spędzam czas jest mi odpowiedniejszy aniżeli wówczas, gdy łaziłem jak zbłąkana duszyczka po tych Gdańskich knajpach w poszukiwaniu osoby dla siebie odpowiedniej. Podrywanie pijanych idiotek przestało być dla mnie zajęciem przynoszącym satysfakcję z życia. Jest to rzecz upokarzająca dla mężczyzny, że musi kokietować kobiety w większości tak bardzo nieciekawe i do tego posiadające wygórowane mniemanie o sobie. Odpowiadam mu: nie bratam się więcej z tym środowiskiem i koniec kropka. Mam obecnie inne priorytety a każdemu wedle potrzeb. Posiadanie dziewczyny i kilku przyjaciół zaspokaja całkowicie moją potrzebę kontaktu z bliźnim. Jeżeli zajdzie kiedyś konieczność zmiany postawy, uczynię to i zapewne wskoczę w wir imprez z nadzieją znalezienia kogoś interesującego. Wychodząc podał mi swoją ciepłą i miękką dłoń ze smutkiem w oczach, jak gdyby żegnał się z kimś bliskim pragnącym z własnej woli, z uporem i pełną świadomością konsekwencji pozostać w beznadziejnym położeniu.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz