wtorek, 24 stycznia 2012

dziennik składa zdefragmentowany obraz samego siebie


Wracam czasami do tego miejsca, jak do pokoju: pustego, chłodnego i przestronnego. Mogę stanąć tutaj przed lustrem i zapytać siebie, kim jestem i czym jest to wszystko wokół mnie. Niby wysepka, mały odcinek wirtualnej przestrzeni zagospodarowany wyłącznie moimi myślami, miejsce odosobnienia i skupienia. To tutaj ma się objawiać to prawdziwe ja. Prawdziwe, to znaczy takie, jakie sobie życzę. Oczywiście jest to autokreacja, gdyż innego ja niż to, jakie utkam ze szpulki własnych myśli - nie ma. Mono-tematyka rzuca się w oczy. Przeważają myśli o sobie, czasami filozofia - tak widzą to inni. Tak też widzę to ja. Całkowita odwrotność dziennika telewizyjnego. Tworzenie swojej mikro-historii w oderwaniu od bieżących informacji - od mediów. Brak komentarzy do aktualnych wydarzeń z kraju i ze świata, brak opinii o produktach i wytworach kultury, takich jak: muzyka, książki, filmy, o sztukach i operach. Minimalizm. Redukowanie napływu informacji. Odcinanie się od nich w celu skondensowania swojego ja, oderwania go od rwącej fali światowości. Szukanie stałego punktu w sobie w opozycji do zmienności panującej na zewnątrz. Nie piszę gdzie jestem, nie piszę z kim jestem i co robię, co o kimś myślę i o czym rozmawiam. Czułbym na sobie winę, iż dubluję rzeczywistość zamiast pozostawić ją bezpośredniemu doświadczeniu. Zdarzenia uciekają, nikną w przeszłości. Nie zatrzymuję ich. Spokojnie godzę się na zanik teraźniejszości. Powtarzalność zdarzeń dewaluuje jej wartość. Nie opisuje ich i nie upamiętniam.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz