wtorek, 6 września 2011

sen zabarwiony przeszłością


Śniła mi się moja dziewczyna, z którą byłem trzy i pół roku. W listopadzie 2010 wspólnie zdecydowaliśmy zrobić sobie przerwę dla naszego wspólnego dobra. Spotykaliśmy się jeszcze po tym, ale już do siebie nie wróciliśmy. Po pewnym incydencie w przypływie złości napisałem jej, że ją nienawidzę. Od tego czasu zerwała ze mną kontakt.
Sen był okropnie długi. Wszystko rozgrywało się w mojej byłej szkole podstawowej, powiększonej do niewiarygodnych rozmiarów. Było więcej pięter i wszystkie były pozbawione ograniczeń przestrzennych. Brakowało także sufitów. Po bokach znajdowały się żelazne schody w kształcie czworoboku. Wychodziłem po nich na kolejne poziomy. Nie spacerowałem sobie po tych korytarzach, tylko biegałem i strzelałem do umundurowanych mężczyzn, których było setki. Każdy trafiony od razu znikał nie pozostawiając po sobie żadnego śladu. Było bardzo dużo gonienia, chowania się i szykowania zasadzek. Po bliżej nieokreślonym czasie nie było już do kogo strzelać i uznałem, że akcja przeniosła się na jakiś wyższy poziom, na który musiałem wyjść. Wychodząc zauważyłem metalowy pręt w swojej nodze. Usiadłem opierając się o ścianę i wyciągnąłem go. Nie chciało mi się dalej już iść. Byłem podenerwowany i chciałem odpocząć. Siedziałem tak i spojrzałem w prawo. (...) schodziła po schodach zupełnie mnie nie zauważając. Była wyjęta poza kontekst snu. Ubrana w żywe kolory w odróżnieniu od stonowanej i ciężkiej scenerii jaka mnie otaczała. Wstałem i kiedy już przechodziła obok mnie przyciągnąłem ją do siebie. Poznała mnie i była szczęśliwa, że ją przytuliłem. Czułem miękkość. Staliśmy tak nie dłużej niż dziesięć sekund. Powiedziała mi coś o swojej skórze, - że przeprowadziła jakiś zabieg kosmetyczny. Pogładziłem ją. Trochę się przesunęliśmy względem siebie i zacząłem się przebudzać. Natrafiłem na fragment swojego pokoju. Zamknąłem ponownie oczy, żeby tam wrócić. Ujrzałem już tylko odbitkę tej sceny - jak na wypłowiałej kliszy. Poczułem tęsknotę za intymnością tej chwili ale też smutek, że wszystko przemija i się rozpada.

Nie wiem dokładnie jakie są przyczyny tego snu. Pamiętam, że dzień wcześniej siedząc na fotelu dentystycznym zerkałem przez rolety i zauważyłem dziewczynę jadącą na rowerze. Była ubrana w pomarańczową koszulkę i przypominała mi (...). Wróciły mi niektóre sceny z naszego wspólnego życia.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz