wtorek, 28 grudnia 2010

egzystencjalizowana krytyka egzystencjalizmów


Wożenie tony węgla na taczkach w workach po 25 kg. Piwnica MC była miejscem docelowym. Zwarte mrozem pakunki łatwo dawały się przenosić z ziemi na taczki. Myśl pojechała na zsyłkę. Wożąc zmarznięte wory węgla ważyłem swoje możliwości. Czy przewiózłbym dziesięć ton, dwadzieścia, pięćdziesiąt? Kooperowanie z otoczeniem. Od załadunku do rozładunku rewidowałem moją niegdysiejszą pasję egzystencjalizmami i zostało ustalone co następuje: Egzystencjalizmy to infekcje puszczone w obszar ifnosfery przez trawione samotnością umysły. Doprowadzają one do anihilacji sił życiowych zarażone nimi jednostki. Egzystencjalizmy mogą aktywować paranoiczność. Radami egzystencjalistów obcinamy powierzchowność, banalność, obiegowość, konwencjonalność, zwyczajność. Wykrawamy przy tym wszystkich nosicieli tychże sposobów reprezentacji: rodzinę, znajomych, społeczeństwo.  Puszczamy ciemny ferment na nieautentycznych nieegzystencjalistów, w zdrową i świeżą prostotę. Później się dziwimy tragicznością bycia i zaczynamy żyć byciem ku śmierci. Egzystencja to termin idealny dla snobistycznych intelektualistów, romantycznych pięknoduchów szukających węzłów intymności w sobie i dla siebie. „Autentyczność” to nieporozumienie, jakiego nigdy wcześniej nie było. Wymóg stawiany przez filozofów, którym pozostało tylko stawianie wymogów i kreślenie warunków spełnialności jestestwa. Egzystencjalizmy to rodzaj resentymentu wprost prowadzący do obłędu. Prowadzenie taczek. 


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz