sobota, 8 grudnia 2012

krótka rozprawa nad istotą wzruszenia; część pierwsza

Czym właściwie jest wzruszenie, któremu wszyscy na różne sposoby podlegamy? Czy jest to coś, czego należy się wstydzić i wypierać, kiedy nas ogarnia kojarząc wyłącznie z tkliwością i rozrzewnieniem? Wzruszenie zdaje się być permanentnym fenomenem ludzkiej natury ściśle związanym z miłością, wzniosłością, zachwytem, współczuciem, smutkiem, radością i nostalgią. Mówi się powszechnie o tym, jako o stanie psychicznym głębokim i efemerycznym o przyjemnym albo też przykrym zabarwieniu. Wzruszenie ogarnia i przepełnia, ma się wrażenie wezbrania zdrowej, dobrej i jasnej siły. Właśnie. Jak gdyby przypomniało o sobie samo dobro w nas tkwiące. Wzruszenie stanem anielskim, a jeśli istniałaby dusza, wtedy wzruszenie byłoby jasnością z niej promieniującą, dobrem bezpośrednim niemalże tak wzniosłym , jak szczere współczucie wobec cierpienia niezawinionego. Wzruszenie jest w tym jasnym węźle uczuć anielskich i wskazuje niczym kompas aksjologiczny - wartość. Podobnie jak współczucie jest i ono odpowiedzią emocjonalną wobec wartości. Oznaki fizjologiczne wzruszenia jak łza, zamarcie w bezruchu, czy ucisk w gardle wyrastają niepohamowanie. Jakiego rodzaju musi być to wartość rodząca w nas wzruszenie? W jakim horyzoncie zdarzeń z nią się stykamy? Uczucie to egzystencjalne korzeniem swym sięga w nasze wyczucie dobra i piękna.
Wzruszać się możemy wobec obrazu zwierzęcia ratującego inne zwierzę, jak to raz miało miejsce na ruchliwej autostradzie, kiedy to jeden pies nie zważając na przejeżdżające tuż obok niego samochody przeciągał swymi łapkami kompana wcześniej potrąconego przez rozpędzoną maszynę. W bohaterstwie swoim wybiegł niemalże na środek i przeciągał go z pasa na pas, podobnie do żołnierza niosącego na swych barkach przy wszechobecnym ostrzale dogasające życie swego przyjaciela ranionego podczas walk. Nikt nie uwierzyłby w taką historię, gdyby nie nagranie dokumentujące cały ten heroiczny wyczyn. Nie zważając na zagrożenie, działając ponad strachem i instynktem samozachowawczym pies ten przeciągnął w bezpieczne miejsce potrąconego współtowarzysza stojąc przy nim w oczekiwaniu na oznaki życia. Rodzaj wzruszenia pojawiającego się w człowieku na widok tej sceny, jest połączeniem współczucia z niedowierzaniem, smutkiem i zawstydzeniem. Wzruszenie jawi się w horyzoncie naocznego dobra. Jest uczuciową odpowiedzią na wartość heroicznego poświęcenia i bezradności biednego zwierzęcia, które już nie przywróci żadnymi siłami życia swego kompana ulicznych wędrówek.
Przedmiotem naszego wzruszenia staje się zachowanie zwierzęcia, podobnie do kruchej jego, wcześniaczej natury wypełnionej cechami afillicznymi, jak wielkie oczy w stosunku do rozmiarów czaszki, niezgrabna i nieskoordynowana motoryka, która w połączeniu z kiełbasianym zapachem z pyszczka wzbiera w nas niepohamowanie tę falę nagłego wzruszenia. W połączeniu tych cech filigranowej natury niewinnej istoty wzruszenie nasze nabiera barwy troski apelującej w nas o zachowanie i opiekę nad tą wczesną formą życia. Konrad Lorenz jako jedyny dojrzał w nas wrodzoną skłonność do troski nad małymi istotami niezależnie od ich gatunkowej proweniencji. Jest to bliskie miłości opiekuńczej nad potomstwem dającej się przenieść i na inne gatunki przez wrodzony w nas mechanizm wyzwalający uczucie wzruszenia i idącą za, nim troskę wobec wcześniaczej, niesamodzielnej i zupełnie bezbronnej natury małego zwierzęcia, przy którym sama myśl o uczynieniu mu krzywdy, choćby przez jego porzucenie budzi silny sprzeciw. Śmierć, która przedwcześnie spotyka małe kotki i pieski topione w workach, czy w miednicach wiejskich chat, jak i tych, którym bezlitośni brutale ukręcają główki wyrzucając następnie na gnój, jest prawdopodobnie skutkiem atrofii uczuciowej; próżni, w której oprawca się porusza nie natrafiając nigdzie na opór wzruszenia i troski występujący powszechnie w ludzkiej naturze. Nie jest do pomyślenia, aby samo warunkowanie kulturowe mogło doprowadzić do powstrzymania w człowieku jego naturalnej skłonności uniemożliwiającej mordowanie młodych i kluskowatych istot gatunków, zwłaszcza tych udomowionych.
Miniaturkowość młodego zwierzęcia, a później jego zachowania są podwójnym źródłem możliwego w człowieku wzruszenia; pierwsze płynie z piękna i troski, drugie jest mieszanką wielu splecionych ze sobą uczuć: współczucia, smutku, zdziwienia, zawstydzenia. Wzruszeniu temu nadałbym nazwę - animalizujące. Przedmiotem jego jest jakiś obszar zjawiskowości zwierzęcej, stąd ta nazwa być może byłaby odpowiednia. Wzruszać się animalizująco, to łączyć w jednym uczuciu świat zwierzęcia ze światem człowieka. Gdzieś w jednym ze zwierciadeł przyrody, w którym co prawda nie pojawia się nasza twarz, ale zniekształcone humanopodobne odbicie istoty uboższej rozpoznajemy samych siebie bądź to tych dziecięcych wymagających troski i opieki bądź tych w zachowaniach szlachetniejszych i właśnie w tym rozpoznaniu dochodzi do integrującego zbliżenia budzącego wzruszenie.
Obaszar zjawiskowości człowieczej jest rozleglejszy aniżeli zwierzęcej, niemniej zwierzę potrafi człowieka wzruszyć zadziwiając go swoim zachowaniem w sposób niezamierzony, przez co wprowadza go dodatkowo w stan zawstydzenia, tym silniejszy, im silniejsze jest w nim poczucie wyższości w stosunku do tych uboższych gatunkowo krótko żyjących istot. Sieć gatunków jest zdolna do przywiązywania się do konkretnych osobników swojego gatunku. Konrad Lorenz pisał o gęsi gęgawej, która utraciła swojego partnera życiowego. Po jego zniknięciu z zaniepokojeniem wypatrywała jego przyjścia, niespokojnie plącząc się po stawie wykręcała szyję w każdą stronę, z której dobiegał odgłos wodowania innej gęsi. Po pewnym okresie zniechęcona bezskutecznym oczekiwaniem gęś ta wpadła w głęboką depresję z tęsknoty i zamartwienia. Wyraźne oznaki żałoby pojawiły się w jej zachwianiu i wyglądzie. Przestała zwracać na cokolwiek uwagę, zasmucona nigdy już nie przyjęła zalotów innej gęsi pozostając do końca życia samotna. Wyraźne korelacje w zachowaniach między ludźmi, a zwierzętami nie dają się zbyć tym chrześcijańskim, ignoranckim zrywem. Więź międzyosobnicza-więź partnerska występuje pomiędzy osobnikami wielu gatunków i nie jest na wyłączność człowieka, o czym przekonująco pisali etolodzy. Jeśli człowiek ma możliwość wglądu w fenomen więzi międzyosobniczej i w nierozłącznie związaną z nią separację i tęsknotę za partnerem wzruszenie będzie emocjonalną odpowiedzią na to stosowną i tylko ślepe samoubóstwienie ludzkiej natury okraszone w sloganie antropomorfizm, może uniemożliwić przeżycie tej szczerej, emocjonalnej reakcji. Wzruszenie z powodu smutku z cierpienia psychicznego zwierząt jest siłą nas z nimi wiążącą. Nasuwa się stąd myśl zawarta w jednej z bajek, że jesteśmy połączeni w sobie światem, a przyroda ten krąg życia wprawia w ruch. Sieć rzeczywistych podobieństw między ludźmi, a zwierzętami nie jest konstruktem teoretycznym nazwanym przez sceptycznych chrześcijan antropomorfizacją. Są to behawiomorfizmy, co znaczy, że zachowania są morfizmami wcielonymi w różne formy gatunkowe i odtwarzane także we właściwy dla danego gatunku sposób.
Z obszaru zjawiskowości zwierząt wywierających w nas wzruszenie przejść wypada w obszar człowieka. Pomyślmy o potwornie szpetnym i kalekim człowieku, który jest zarazem pokorny i w czynach swych szlachetny, cierpi on znosząc upokorzenia ze strony świata, nigdy nikomu się nie uskarżając ani nie denerwując ani go nie przeklinając ani ludziom nie złorzecząc, nigdy o nich źle nie myśląc, pozostając zaś niezauważonym i anonimowym pomimo czynów tych szlachetnych i, jeśli na dodatek traci wszystko, co miał, choć miał niewiele, bo żył skromnie, traci co było mu bliskie i co kochał, a miał, na przykład tylko psa, bo żadna kobieta ze szpetoty i kalectwa jego go nie chciała, a on o takiej marzył i o miłości marzył i śnił i pozostaje zupełnie sam i sam anonimowo umiera, to czy można wyobrazić sobie takie nagromadzenie środków w Jednym trwożących w nas wzruszenie? Połączenie niesamowitej szpetoty z kalectwem, pokorą, szlachetnością, cierpieniem i śmiercią straszną w samotności, gdy to jeszcze zostanie odpowiednio przedstawione w dziele filmowym bądź literackim człowiek nie będzie mógł powstrzymać się od wzruszenia. Pomyślmy, że czynami tymi szlachetnymi było dokarmianie osoby jeszcze biedniejszej od niego głuchej i prawie zupełnie ślepej, która nic nie wiedziała o jego istnieniu i dowiedzieć się nie mogła widziała jedynie szarą, rozmytą poruszającą się plamę podającą posiłki lub że na przykład żyjąc obok patologicznego domostwa podarował anonimowo na święta dziecku zaniedbywanemu przez rodziców drewnianą zabawkę robioną ręcznie po nocach, pomimo zmęczenia, niedowidzenia i bólu reumatoidalnego wykręcającego mu palce. Temu samemu dziecku, które jawnie ośmieszało jego kalectwo i potworność. Człowiek ten pomimo ciągu niepowodzeń spotykających go od kołyski po grób jest szlachetny i pokorny, choć nie spotka go za to żadna nagroda, a i nawet na takową nie liczy.

1 komentarz: